To mogły być moje pierwsze, a przynajmniej pierwsze od wielu lat, Dni Fantastyki, podczas których byłam na miejscu przez wszystkie trzy dni trwania konwentu! Zostało to oczywiście spowodowane tym, że zgłosiłam się na gżdacza oraz wybrałam aż 18 godzin dyżuru, więc nie za bardzo miałam czas ruszyć się poza teren parku w Leśnicy.
Swoją gżdaczową przygodę zaczęłam już o 13:00 pilnując namiotu, nazwanego Hyde Park. Było to o tyle fajne zadanie, że udało mi się tam poznać dwóch pracowników Centrum Kultury Zamek. Kręcili się tam dość często, ponieważ, jeśli ktoś nie wie, Dni Fantastyki są organizowane nie tylko przez fandom, ale i ludzi związanych z Zamkiem w Leśnicy, w którym przecież odbywa się sam konwent. Później miałam też okazję gżdaczować u wystawców oraz w strefie Fantastyka Open. Ostatecznie większość czasu spędziłam chodząc po stoiskach i pytając czy wszystko w porządku. Czasami dostawałam jakiegoś mini questa typu zdobywanie worków na śmieci lub mniej lub bardziej wspierany wózeczkiem transport mniej lub bardziej magicznych przedmiotów, ale generalnie głównie wyrabiałam kroczki. Wszystkie obchodzone przeze mnie miejsca znajdowały się w parku, otaczającym zamek, więc razem z wieloma uczestnikami trzymałam kciuki za brak deszczu. Niestety nasze trzymanie kciuków oraz taniec słońca jednego z wystawców okazały się niewystarczające i w niedzielę konwentową, dosłownie lunął deszcz. Takie są niestety ryzyka robienia czegokolwiek w parku, ale i tak myślę, że warto. Tworzy to niepowtarzalną atmosferę, której nie ma żaden inny konwent, a dodatkowo sprawia, że na DFach pojawia się rekordowa liczba piesków. W tym roku były nawet dwa psy rasy shiba inu – jeden rudy i jeden czarny <3.
Może nie brałam osobiście udziału w żadnych atrakcjach w Strefie Fantastyka Open, ale chodząc po niej przez dobre kilka godzin i pilnując czy wszystko jest w porządku, miałam okazję przynajmniej im się dobrze przyjrzeć. Szczególnie zafascynowały mnie warsztaty malowania prawdziwymi temperami, czyli farbami, których jednym ze składników jest jajko! Miałam też okazję porozmawiać z wieloma zajawkowymi ludźmi, najwięcej chyba z rekonstruktorami żołnierzy armii pruskiej, którzy wyjaśnili mi co to jest panewka i jaki jest najważniejszy czynnik w wygrywaniu wojen. Za to trochę nietypowym jak na konwenty wydarzeniem było wpadnięcie na wegańskich aktywistów, którzy próbowali mnie przekonać, że jestem wystarczająco silna żeby porzucić wyroby mleczne. Popieram zachęcanie ludzi do ograniczania produktów odzwierzęcych i sama jestem aktywistką wege gyrosa z Biedronki, ale niektóre strategie które zostały mi zaproponowane są najnormalniej szkodliwe, tylko na innych poziomach niż bezpośredni wpływ na krówki i kurczaczki. Mam więc mieszane uczucia co do tej “atrakcji”, ale przynajmniej poczęstowali mnie wegańską mozarellą ^^.
Podczas konwentu Dni Fantastyki zostałam też dziwnie mocno obdarowana przez różnych ludzi. “Za moją ciężką pracę jako gżdacz” dostałam ręcznie plecioną bransoletkę, breloczek z pusheenem, zawieszkę z żabą i onigiri. A do tego dochodzi jeszcze mnogość naklejek, które dostałam od organizatorów! Ogólnie mam wrażenie, że konwentowicze zaczęli się bardziej dzielić tym co mają z innymi – coraz częściej dostaję naklejki od losowych konwentowiczów, sama też zaczęłam rozdawać swoje, a jeszcze na Dniach Fantastyki można było sobie zabrać te śmieszne gwiezdnowojenne figurki z Lidla, bo ktoś je przekazał na rozdawanie, uznając że ma ich za dużo.
Z powodu mojego ogromnego obłożenia dyżurowego, tak naprawdę wzięłam udział tylko w kawałku tylko jednej prelekcji, a dokładnie pierwszej prelekcji, która odbywała się w pilnowanym przeze mnie Hyde Parku. Dotyczyła dostosowywania gier komputerowych i planszowych dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. Muszę przyznać, że nikt kto opowiadał mi o dostępności systemów nie wspominał o obklejaniu pralek cekinami przez osoby niewidome, więc zdecydowanie warto było wpaść :D.
Udało mi się jeszcze załapać na atrakcję “Żywe Obrazy”, przygotowaną przez społeczność Dziewięć Światów. Był to po prostu body painting, czyli malowanie po ludziach. Miło było nie tylko dorysowywać kolorowe plamy, inspirując się wzorem umieszczonym za modelem, ale i rozmawiać z chłopakami, którzy się tym już przez dłuższą chwilę zajmują. Podzielili się ze mną nawet kilkoma wskazówkami związanymi z tym rodzajem sztuki, które może kiedyś uda mi się wykorzystać!
Nie były to dla mnie Dni Fantastyki pełne atrakcji, ale i tak świetnie się bawiłam. Pomaganie ludziom jednak jest fajne, więc po raz kolejny serdecznie polecam wszystkim wolontariat! Zwłaszcza, że gorąca herbata smakuje najlepiej po ratowaniu namiotów, które zalewa chłodny deszcz :D. Mam nadzieję, że za rok również odwiedzę Leśnicę, a skoro dwa lata temu padało dwa dni konwentu, a w tym padało tylko jeden to może za rok w końcu nie będzie padać w ogóle!
A jeśli chcecie wesprzeć moją kolejną konwentową przygodę, utrzymywanie tego bloga lub po prostu zrobić dziś coś miłego to możecie mi postawić wirtualną kawę! Wystarczy kliknąć w link https://buycoffee.to/MajaRysuje i wybrać jedną z opcji ;)