Relacje z konwentów

Kongres 2024 – Konwent od organizatorów dla organizatorów

Logo konwentu Zjava, który odbywał się 16-17.03.2024 w Gnieźnie. Byłam tam jako zwykły uczestnik, dlatego jestem narysowana w koszulce z napisem "Uczestnik", na którą entuzjastycznie wskazuję obydwoma rękami!

Jako że to dopiero mój drugi rok organizowania konwentów, przyznaję że wcześniej nie za bardzo interesowałam się KONgresem. Na pewno słyszałam, że taki konwent istnieje, ale nie czułam, że jestem w grupie docelowej. Niby miałam rację, ale jeśli poprzednie KONgresy wyglądały podobnie do tegorocznej edycji, to myślę że i tak znalazłabym coś ciekawego dla siebie. Zresztą niektóre osoby z którymi miałam przyjemność rozmawiać podczas konwentu jeszcze nigdy żadnego nie organizowały i nie słyszałam od nich żadnego narzekania ;).

Podobnie jak Polcon, KONgres jest konwentem wędrującym, co oznacza, że za każdym razem lokalna grupa organizuje go w innym mieście. Tym razem wylądował w Gnieźnie, co przypomniało mi moją obietnicę z Fantasmagorii 2022, że muszę w końcu zobaczyć Bramę Gnieźnieńską. Niestety i tym razem się nie udało… Za to sama organizacja imprezy bardzo się udała! Muszę też powiedzieć, że miejsce, w którym odbywał się gnieźnieński KONgres było świetne. Po długim remoncie Fantasmagoria w końcu wróciła do budynku Miejskiego Ośrodka Kultury w Gnieźnie. Niewątpliwie to jednych z jego większych zalet było to, że od dworca był oddalony o jakieś 10 minut spacerkiem. Oczywiście miło było też przebywać w świeżo wyremontowanej przestrzeni, która nie tylko jeszcze nie zdążyła się pozużywać, ale i spełnia współczesne wymagania dotyczące dostępności :).

KONgres był kolejnym konwentem, który trwał “tylko” dwa dni, ale muszę przyznać, że biorąc pod uwagę moje rosnące zobowiązania zawodowe, zaczynam bardzo doceniać te “krótsze” konwenty. Dlatego też na miejsce dotarłam w sobotę rano, choć była możliwość skorzystania ze sleeproomu i knajpy konwentowej już w piątek. Być może z tego powodu nie zastałam absolutnie żadnej kolejki do akredytacji. Jedynym problemem był mazak permanentny, który przy próbie narysowania sobie czegoś z drugiej strony identyfikatora, zaatakował mnie niczym niesforna kałamarnica! Jednak zanim zrozumiałam dlaczego jeden z moich palców zmienił kolor, organizatorzy szybko odizolowali go od innych mazaków, a mi zaproponowali dwa różne rodzaje chusteczek oraz odprowadzenie do łazienki.

Ilustracja, na której z przerażeniem zdaję sobie sprawę z tego, że mam całego palca ubrudzonego pisakiem permanentnym. Z krawędzi kadru wyłaniają się ręce kilku organizatorów podając mi chusteczki, rzucając się po wstrętny pisak, wskazując drogę oraz kładąc mi rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
To była iście błyskawiczna reakcja!

Mimo całego tego zamieszania myślę, że to całkiem sympatyczny pomysł żeby mieć na identyfikatorze miejsce na inwencję twórczą. Choć oczywiście oddanie całej jednej strony plakietki działa sensownie tylko w momencie kiedy wszyscy mają ten sam identyfikator. Niemniej jednak można by pomyśleć jak to rozwiązać :D.

Ale kończąc już rozmyślania nad tym jak można by przeprojektować identyfikator. KONgresy jako konwenty skierowane do organizatorów konwentów są naprawdę przepełnione wiedzą. Co prawda w dużej mierze jest ona przekazywana w tak zwanych kuluarach, ale na wybór atrakcji zdecydowanie nie można narzekać. Ostatecznie poza godzinną przerwą na zdobycie prowiantu na resztę konwentu, spędziłam cały czas trwania imprezy na atrakcjach! To może być nowy i bardzo trudny do pobicia rekord :D.

Na szczęście PKP mnie nie zawiodło, dzięki czemu niemal na styk załapałam się na oficjalne otwarcie KONgresu. Bardzo mi się podobało, że trwała ono tylko 15 minut i odbywało się przed wszystkimi atrakcjami, bo dzięki temu było faktycznie takim miłym przywitaniem. Zebrało to też większość uczestników w jednym miejscu, dzięki czemu można było się rozeznać w tym, z iloma osobami jeszcze się człowiek nie zdążył przywitać. Wygodne było też to, że akurat pierwsza atrakcja, w której chciałam wziąć udział odbywała się w tej samej sali. Nazywała się “Orgorgia, czyli o zarządzaniu dużym i małym zespołem” i choć głównie była opowieścią o organizowaniu bardzo konkretnego konwentu, to miała kilka przydatnych wskazówek.

Następną atrakcją, na którą dotarłam, było “Utrzymanie wiedzy w organizacji” prowadzone przez Sejiego. Nie było dla niej nic, co byłoby dla mnie szczególnie odkrywcze, bo zdarzało mi się już pisać różne dokumentacje i instrukcje w pracy. Dlatego też zamiast wiedzy wyposażyła mnie w… motywację! Faktycznie tak sobie teraz myślę, że jest trochę rzeczy, które mogłabym sobie zacząć zapisywać do przekazania moim następcom. Bo choć bardzo bym chciała, to nie będę organizować konwentów w nieskończoność… Kto wie, może naskrobię nawet coś na bloga przy okazji!

Ilustracja, na której z dumą trzymam książkę z napisem "how to org". Z założenia to miała być chyba książka napisane przeze mnie, ale im bardziej o tym myślę, tym bardziej myślę że musiałoby na tym pracować kilka osób. Tylko no, nie chce mi się ich rysować :)
Mi samej czasem przydałaby się taka książka jak na razie ^^

Pełna inspiracji i motywacji do utrzymywania wiedzy, wyruszyłam na moje pierwsze warsztaty nazwane dobitnie “Nie i już.”. Prowadziła je Azik, którą miałam już okazję poznać od jej asertywnej strony, więc byłam pewna, że będzie miała dużo do przekazania w tym temacie. I dokładnie tak było, choć dla równowagi pojawiło się też wiele osobistych historii. Jego główną wartością było poinformowanie, przypomnienie lub utwierdzenie w przekonaniu, że wypalenie to koszmarny potworek i czasem żeby się przed nim ustrzec, wystarczy zwykłe “nie”. Zawsze też dobrze powtórzyć ludziom, że organizujemy te konwenty dla dobrej zabawy! Tak więc jak przestaje to być dla nas dobra zabawa, to coś jest nie tak.

I tak sobie myślę, że jako osoba, która nieśmiało weszła w organizowanie konwentów, to naprawdę dobrze że słyszę takie rzeczy. Znam niestety przypadki różnych ludzi i mam też swoje średnio przyjemne doświadczenia z innych zakątków fandomu. I właśnie taki dwugodzinny warsztat mógłby i mnie, i innych, co najmniej zdrowiej nastawić co tego co próbowaliśmy osiągnąć. Więc to jest naprawdę cudowne, że fandom stworzył przestrzeń do przekazywania mądrości bardziej doświadczonych organizatorów <3.

Ilustracja, na której mówię "nie". Stylem i pomysłem nawiązuje do mema z królikiem Bugs, który też kiedyś powiedział "nie", a potem internet to z jakiegoś powodu podłapał.
Już zaczynam testować moją asertywność!

Po przypomnieniu sobie, że można ludziom odmawiać, nadszedł czas na “Radę Fandomu”. Trochę nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, ani nawet czy wypada mi się tam pojawiać. Jednak ostatecznie ciekawość i zapewnienia ludzi, że jestem tam mile widziana, wygrały. Nie powiem żeby mi się ta Rada jakoś mega szczególnie podobała… Było to takie dość poważne spotkanie, z całkiem poważną agendą i poważnymi procedurami dyskutowania, głosowania i innych takich rzeczy.

Niemniej jednak miło było sobie poukładać w głowie trochę wiedzy na temat różnych organizacji fandomowych. Fascynujące było też zobaczyć na żywo jak wygląda ustalanie takich poważnych rzeczy jak np. kolejny Polcon! Jeśli nie cokolwiek innego, było to fajne pokazanie, że fandom jest dużo bardziej dojrzały i zorganizowany niż co po niektórym mogłoby się wydawać. To napisawszy, nie wiem czy będę chciała się kiedyś na takiej Radzie pojawić ^^’. Ale ja już nic w życiu nie wykluczam na 100%.

Jestem też pod ogromnym wrażeniem, że w trakcie trwania Rady, w chill roomie spontanicznie zaczęła się zupełnie nieplanowana prelekcja. Wydaje mi się, że dotyczyła marketingu, ale jako że byłam wtedy w innym miejscu, to nie jestem pewna na 100%. I nie myślcie sobie, że ktoś po prostu zaczął gadać, a inni zaczęli go słuchać! To była w pełni przygotowana prelekcja, z prezentacją multimedialną!

A jak już mowa o rzeczach, które zrobiły na mnie wrażenie na KONgresie… Po raz pierwszy nie byłam jedyną osobą na sali robiącą notatki z prelekcji! Jak dla mnie pokazywało to, że uczestnicy faktycznie chcieli się czegoś nowego dowiedzieć i później z tej wiedzy skorzystać. Albo po prostu wśród organizatorów jest dużo fanów notatek. Co też byłoby zrozumiałe, bo notatki są super, mimo że polska edukacja skutecznie próbuje nas wszystkich do nich zniechęcić…

Ilustracja pokazująca jak razem z inną osobą konwentującą robimy notatki. Osobiści piszę w moim zeszycie, który dostałam na Bachanaliach Fantastycznych, a osoba obok prawdopodobnie na tablecie. Choć tak mi się ten tablet narysował, że równie dobrze może być to gliniana tabliczka... Jak komu wygodniej, nie?
Notatkować każdy może!

Może i na Radzie Fandomu nie robiłam żadnych notatek, ale robiłam je na kolejnej atrakcji, którą był panel “Dostępność wydarzeń fanowskich”. Uważni czytelnicy mogli wyłapać, że temat dostępności już się w tym wpisie pojawił. (Mniej uważni mogą wrócić do początku albo się tym nie przejmować i czytać dalej). A pojawił się między innymi dlatego, że uważam go za bardzo ważny i ciekawy. Dlatego też nie mogłam odpuścić tego panelu! Zwłaszcza, że dostępność znam głównie w wydaniu cyfrowym, a panelistki poruszały też dużo zagadnień związanych z dostępnością architektoniczną I komunikacyjną. Inna sprawa, że dostępność, którą wprowadzają konwenty, które mają mocno ograniczone zasoby, wygląda zupełnie inaczej niż dostępność np. uczelni wyższej, która nie tylko jest do tego zobligowana prawnie, ale i ma zupełnie inne możliwości.

Tym bardziej cieszę się, że fandom zaczyna się tym zagadnieniem interesować. W tym miejscu też nieśmiało dodam, że staram się żeby Herbatkon był jak najbardziej dostępny. Oznacza między innymi, że każda z moich ilustracji ma tekst alternatywny. Niemniej jednak prawdziwa dostępność wymaga opinii użytkowników! Więc jeśli przypadkiem czyta to ktoś kto faktycznie korzysta z różnych narzędzi dostępności i ma jakąś konstruktywną krytykę to koniecznie niech da mi znać!

Wydawać by się mogło, że to już wystarczająco dużo atrakcji jak na jeden dzień. Nic bardziej mylnego, bo udało mi się załapać na jeszcze jedną! Było nią “MLH, czyli My Life Hacks”, które okazało się być przestrzenią do wymieniania dobrych trików i wskazówek pomiędzy uczestnikami. Na początku trochę się zmartwiłam myśląc, że ja przecież nic konstruktywnego nie wniosę do dyskusji. Jednak ostatecznie przekazałam dwa Life Hacki z których sama korzystam. Niemniej jednak mogą się schować przy szalonych hackach, które usłyszałam od innych uczestników. Nic w sumie dziwnego, bo za organizowaniem wydarzeń po jak najniższych kosztach, musi iść spora dawka kreatywności ;).

I tak zakończył się blok programowy na sobotę. Jedyną atrakcją, która została było wyjście do knajpy konwentowej. Jednak jak to bywa z knajpami konwentowymi, była ona przepełniona i przegłośna. Niemniej jednak fajne, że te knajpy konwentowe są i jest gdzie pogadać z mniej lub bardziej znajomymi osóbkami.

Na niedzielę zostały mi już “tylko” trzy atrakcje. Pierwszą było “Maks. to godzina – czyli warsztaty z prowadzenia spotkań”, prowadzone przez Bułkę. Podobnie jak w przypadku Azika, wiedziałam że jest to sprawdzona osoba, bo miałam przyjemność brać udział w jej spotkaniach. I faktycznie chyba nigdy nie przekroczyły tej tytułowej godziny! I o ile można żartować, że warsztat trwał dwie godziny, a spotkania miały być co najwyżej godzinne, to była to bardzo praktyczna atrakcja! Nie tylko zawierała faktyczne sposoby na skrócenie naszych spotkań, ale nawet kilka zadań praktyczno-integracyjnych.

I może tak tutaj jeszcze dodam wyjaśnienie, dla czytelników, którzy konwenty znają głównie od zewnątrz. Praktycznie każdy konwent poprzedza masa spotkań. Organizatorzy dyskutują na nich nad tym co trzeba jeszcze zrobić, dzielą się postępem prac i kłócą się o to ile kawy trzeba zamówić do red roomu. Dlatego też techniki skutecznego przeprowadzenia takich spotkań są naprawdę pomocne. Zresztą sama właśnie stanęłam przed wyzwaniem ich prowadzenia, więc wiedza z warsztatów naprawdę bardzo mi się przyda :).

Tym razem bardzo prosta ilustracja, na której stoję przez tablicą, na której zdążyłam już napisać "mądra no". Na tablicy jest jeszcze dużo miejsca, a w kącie ma ewidentny ślad po próbie sprawdzenia czy pisak pisze.
Dodatkową atrakcją tej atrakcji było zostanie skrybą i notowanie na tablicy rożnych rzeczy <3

Przedostatnią atrakcją, na którą udało mi się załapać było “Mapowanie procesów na konwentach – wiedza w pigułce”. W sumie było to warsztat, bo po przedstawieniu nam notacji BPMN, prowadzący wyznaczył nam zadanie do wykonania. Podzielił nas na dwie grupy i poprosił o zmapowanie procesu przyjęcia zgłoszenia food trucka na konwent. Troszkę pogubiliśmy się w wymaganym poziomie szczegółowości, ale i tak fajnie było razem się pozastanawiać jak byśmy to zrobili. Zwłaszcza, że w mojej grupie znalazło się czterech znanych mi organizatorów konwentów oraz wolontariusz, z którym nawet miałam raz wspólny dyżur! Naprawdę jestem bardzo wdzięczna za to, ile osób w fandomie udało mi się poznać <3.

Na sam koniec została mi prelekcja “Jak zorganizować wolontariuszy?”. Prowadziła ją jedna z pierwszych osób, która była odpowiedzialna za moje własne gżdaczowanie, a konkkretnie D-enit. Naprawdę, na KONgresie jak na żadnym innym konwencie, każdy z prelegentów opowiadał o tym, na czym znał się najlepiej. Więc i w tym wypadku, prelekcja była pełna praktycznej wiedzy i wskazówek. I w sumie, tak jak w przypadku wszystkich innych atrakcji, wiele z tych rzeczy może się przydać i poza konwentem.

Niestety oficjalne zamknięcie KONgresu nie wzięło przykładu z oficjalnego otwarcia i odbywało się w czasie trwania innych atrakcji. Dlatego też się na nim nie pojawiłam. Skorzystałam za to z ostatniej okazji dorobienia zapasu herbatki na drogę w chill roomie, gdzie stał ogólnodostępny czajnik!

Ilustracja czajnika i mojego kubka termicznego. W sumie tyle, po prostu chciałam narysować czajnik, bo wiecie herbatkon!
Czajnik prawem, a nie towarem!

Wiadomo, że każdy konwent ma swój  niepowtarzalny urok, ale KONgres naprawdę jest inny niż wszystkie inne konwenty. Było czuć, że większość obecnych to organizatorzy, którzy od lat się znają i razem pracują. Więc, przyznaję, że tak z 3 lata temu prawdopodobnie bym się na nim nie odnalazła. Choć tak jak pisałam – wiedza, którą można było na nim zdobyć jest w pewnej części dość uniwersalna. Więc to bardziej kwestia mojego (już na szczęście pokonanej) nieśmiałości. Jednak po tych niecałym dwóch latach udzielania się na zapleczu konwentów, można powiedzieć że czułam się tam jak w domu.

Póki trwa moja przygoda z organizowaniem konwentów, mam nadzieję że będę miała okazję pojawiać się na KONgresach. Kto wie – może w końcu sama będę miała o czym na nich opowiadać! Tymczasem pozostaje pamiętać o wszystkich mądrościach, którymi podzielili się ze mną bardziej doświadczeni orgowie I po prostu działać! Albo nie działać, powiedzieć “nie” I usiąść sobie gdzieś w kącie z herbatką :D

A jeśli chcecie wesprzeć moją kolejną konwentową przygodę, utrzymywanie tego bloga lub po prostu zrobić dziś coś miłego to możecie mi postawić wirtualną kawę! Wystarczy kliknąć w link https://buycoffee.to/MajaRysuje i wybrać jedną z opcji ;)

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *