Relacje z konwentów

Zjava 2024 – RPGowy konwent okiem nie-RPGowej osóbki

Logo konwentu Zjava, który odbywał się 19-21.01.2024 w Warszawie. Byłam tam jako zwykły uczestnik, dlatego jestem narysowana w koszulce z napisem "Uczestnik", na którą entuzjastycznie wskazuję obydwoma rękami!

Na Zjavę pojechałam w celach głównie towarzyskich. Mimo, że mam jakąś tam przeszłość RPGową, to od mojej ostatniej sesji minęło już pewnie ponad 10 lat. Z tego też powodu założyłam, że konwent minie mi na rozmowach z ziomeczkami przeplatanych jakąś ewentualną planszówką. Niesłusznie się jednak na to nastawiałam, bo wybór atrakcji był zaskakująco szeroki.

Jednak zanim byłam w stanie z czegokolwiek skorzystać musiałam na sam konwent dotrzeć. Dlatego też przedkonwentowe opady śniegu przyjęłam z dość dużym niepokojem. Bałam się oczywiście, że powtórzy się sytuacja z Xmasconu2023 , na który prawie nie dotarłam. Na szczęście tym razem PKP nie zafundowało mi żadnych dodatkowych przygód! Zaskakująco punktualnie zjawiłam się więc w Warszawie. Pozostało mi dostać się do Szkoły Podstawowej nr 388 im. Jana Pawła II, bo to właśnie tam odbywał się konwent. Jako, że atrakcje startowały dopiero o 18, a wybór pociągów był ograniczony, miałam wystarczająco dużo czasu żeby przejść się na konwent. Zajęło mi to prawie godzinę, ale było to lepsze niż zamarzanie pod budynkiem konwentowym. Zresztą część trasy przebiegała przez urokliwy, zasypany śniegiem park, więc można to uznać za dodatkową atrakcję.

Inną dodatkową atrakcją, na którą od dawna nie udało mi się załapać, było stanie w kolejce do akredytacji. Miałam taką możliwość, bo tym razem przyjechałam jako zwykły uczestnik. Dość szybko dołączył do mnie jeden z moich konwentowych znajomych. Dlatego mimo że końcówka kolejki musiała stać na zewnątrz, był to naprawdę mile spędzony czas. Sama akredytacja przebiegła bardzo sprawnie, więc pozostało udać się do szatni. Co prawda nie była obowiązkowa, ale ułatwiała obowiązek zmiany obuwia. Bo podobnie jak w przypadku Namiwizji 2023 i tutaj należało się ich tymczasowo pozbyć. Sprawiło to, że na konwencie panowała prawdziwa rewia pantoflowej mody. Wypatrzeć można było praktycznie wszystko – puchate kapcie ze skrzydełkami, tęczowe kuleczki puchatości, skórzane pantofle obronne, a nawet typowe trampki wf-owe. Dla zapominalskich była też możliwość wykupienia plastikowych ochraniaczy na obuwie. Generalnie można było też po konwencie biegać boso, a przynajmniej nikt z patrolu mnie przed tym skutecznie nie powstrzymał.

Ilustracja pokazujące cztery przykłady obuwia zamiennego z konwentu Zjava. Pierwsze są pantofle z pomponikami, które przypominają króliczki. Drugie są kapcio-skarpety z oczkami. Potem mamy potężne kapcie w kształcie jednorożców i na sam koniec klapki z logiem Herbatkonu. Choć oczywiście nikt konkretnie takich klapek nie nosił. Za to było dużo innych klapek z przeróżnymi wzorami.
To tylko mały wycinek tego, co można było zobaczyć na konwencie!

Po pierwszej rundzie nadrabiania towarzyskich zaległości, wybrałam się obczaić zjavowe prelekcje. Pierwsza z nich dotyczyła gier muzycznych i była w sumie bliższa warsztato-pokazu niż prelekcji. Prowadzący prezentował na niej kilka z gier muzycznych ze swojej kolekcji. Muszę się przyznać, że przyszłam na tą atrakcję nie myśląc zbyt wiele i spodziewając się gier elektronicznych, które już skądinąd znałam. Jednak oczywiście, jak to na konwent RPGowy przystało, wszystkie gry były papierowe! I szczerze mówiąc wydaje mi się, że dzięki temu robiły nawet większe wrażenie. A najbardziej szalonym pomysłem z tej atrakcji była próba zagrania w Dixit za pomocą instrumentów muzycznych. Mózg rozwalony na kawałki! Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z tym obszarem karcianek, więc było to dla mnie bardzo ciekawe. A jeśli Was też ciekawi ten temat to możecie się zapoznać z wiki dotyczącym gier muzycznych prowadzone przez Izaaka. Przez całą atrakcję cierpliwie odpowiadał na moje pytania, więc zna się na rzeczy :)

Mimo, że mój mózg już był przegrzany, prosto po tej atrakcji wybrałam się na warsztaty wiązania węzłów żeglarskich. Mimo, że moja próba zawiązania węzła ratowniczego zakończyła się utonięciem, to i tak bawiłam się świetnie. Dostałam też sznurek na pamiątkę, więc czysto hipotetycznie mogę teraz ćwiczyć moje węzełki. Albo wykorzystać go do jakiegoś projektu artystycznego :P

Ilustracja na której z zawiedzioną miną patrzę na dwa kawałki sznurka, które trzymam w rękach. Gdybym rysowała lepiej to byłoby tutaj też jakieś wrażenie ruchu, że każdy z kawałków odsuwa się w przeciwnym kierunku. Mimo, że miał być na nich węzeł, który miał temu zapobiec...
Te końcówki miały się trzymać razem po pociągnięciu…

Na koniec konwentowego piąteczku załapałam się jeszcze na kawałek warsztatów z improwizacji. Faktycznie jest dość przydatną umiejętnością w RPGach, więc nie dziwię się, że się pojawiła. Mimo, że nie byłam na całości to i tak czuję, że dużo z niej skorzystałam! Teraz jestem o pół kroczku do przodu jeśli chodzi o umiejętność robienia głupich rzeczy na scenie.

Z jakiegoś powodu ubzdurało mi się, że na Zjavie nie ma noclegu, więc miałam załatwione spanko gdzie indziej. Niemniej jednak sleeproom był, więc jeśli komuś kiedyś powiedziałam coś innego, to bardzo nie miałam racji i przepraszam… No ale przynajmniej dzięki temu, miałam dostęp do herbatki, bo na samym konwencie jej nie mogłam znaleźć :|

Większość soboty spędziłam zgodnie z początkowym planem – grając w planszówki i rozmawiając ze starymi i nowymi znajomymi. Szczególnie ciekawa była rozgrywka w Katana, w której postanowiłam się poddać z wymyślaniem skomplikowanej strategii zwycięstwa. Zamiast tego zaczęłam stawiać nadmorskie kurorty, w sumie „bo tak”. Myślę, że była w tym jakaś cenna lekcja życiowa lub głęboka metafora pogoni za celami stawiane nam za społeczeństwo. Choć może było to po prostu moje intelektualne zmęczenie? Kto wie…?

Ilustracja, na której zerkam zza stołu na planszę do gry w Katana. Widać na niej moje dwa nadmorskie kurorty oraz kilka mostów, które musiałam postawić żeby je zbudować. Poza planszą mam jeszcze 3 domki do postawienia na planszy, a w spojrzeniu dużo nadziei na lepsze jutro.
Po co komu kopalnia gliny czy pastwiska z owcami jak można mieć leżaczek na plaży i widok na morze?

Jednak poza graniem w planszówki na swoich własnych zasadach, udało mi się też załapać na ciekawe dwie prelekcje. Pierwsza dotyczyła informacji i ostrzeżeń na temat treści zawartych w książkach. Zdecydowanie była to bardzo otwierająca oczy prelekcja. Zwłaszcza że, jak zauważyła jedna z uczestniczek dyskusji, w przypadku komiksów, sytuacja jest jeszcze gorsza. Faktycznie, bez względu na to czy są skierowane do dzieciaczków czy tylko i wyłącznie dojrzałego czytelnika, potrafią radośnie stać na jednej półce! Dowiedziałam się też, że ta Rodzina Monet, która przewija się w rozmowach młodych ludzi, na których czasem wpadam, raczej nie powinna się pojawiać wśród najmłodszych z nich D:

Druga prelekcja dotyczyła mózgu gracza. Bardzo mi się podobała, bo była pełna praktycznych informacji i ciekawostek. Mimo skomplikowanego tematu była w pełni zrozumiała, a co najważniejsza – osoba, która ją prowadziła była prawdziwym pasjonatem psychologii. Tak bardzo mi się podobała ta atrakcja, że wybrałam się jeszcze na jej kontynuację w niedzielę, pod szaloną nazwą „Perystaltyka woli”. Tym razem informacje, które podał nam prowadzący były nawet bardziej praktyczne! Dzięki nim, wiemy teraz jak pokonać takie potworki jak prokrastynacja czy współlokatorzy nie zmywający naczyń. A jeśli i Wam przydałoby się takie wskazówki, to nagranie z prelekcji ma zostać opublikowane na kanale Lans Macabre.

Ilustracja pokazująca główkę, w której widać mózg. Postać patrzy na trzy kości do RPGów, co aktywuje jeden z neuronów. Nawiązuje to do mema z małpką i podpisem "Neuron actication". A jeżeli chodzi o to, co to za postać to nie wiem. Prowadzący chyba coś mówił, że jest z gry Worms, ale nie jestem pewna.
Mam słabość do spontanicznych ilustracji robionych przez prelegentów, którzy korzystają z tablicy zamiast prezentacji multimedialnej! Musiałam więc przerysować dzieło prowadzącego <3

A jak piszę już o sposobach działania mózgu to chciałabym napisać, że ten mój nie za bardzo mógł sobie poradzić z odnalezieniem się w szkole konwentowej. Dopiero w niedzielę udało mi się przejść z części prelekcyjnej do wystawowo-planszówkowej bez kręcenia się w kółko. Sytuację próbowała ratować karteczka z napisem “Konwent tędy”, ale wymagało to nauczenia się, że to droga z RPGów na planszówki. Bo konwent był też w lewo i w prawo od tej karteczki jeśli by się nad tym zastanowić.

Ciekawą kwestią związaną z budynkiem konwentowym było też to, że sesje odbywały się na korytarzu. Nie brałam udziału w żadnej, więc nie umiem tego sensownie ocenić z punktu widzenia gracza. Jednak jako losowy konwentowicz czułam się trochę dziwnie przechodząc obok. Na szczęście sytuację rozluźniało to, że w ten sposób słyszałam tylko losowe wyrywki z sesji, które nie mając kontekstu bywały dość absurdalne.

Jako, że nie miałam na Zjavie żadnych obowiązków to kilkukrotnie przeszłam przez całą strefę wystawców, połączoną z planszówkami. W sumie chyba nigdy nie widziałam takiej organizacji przestrzeni na konwencie! Wystawcy znaleźli się pod ścianami, a stoły na planszówki oraz inne atrakcje, w środku sali. Co ciekawe, być może przez ten misz-masz, strefa ta stała się uniwersalną strefą do wszystkiego. Ludzie kierowali się tam żeby nadrobić zaległości towarzyskie, zjeść zamówioną pizzę, poczytać zakupione książki, czy pograć w planszówki. Na szczęście nie zaobserwowałam żeby z tego powodu kiedykolwiek dla kogoś zabrakło miejsca. Pomocne mogło być to, że stoły były ustawione w długich rzędach, dzięki czemu każdy zajmował tylko tyle przestrzeni ile potrzebował.

Jeśli o samych wystawców chodzi, to oczywiście oferowali praktycznie wszystko co może być przydatne przy sesji RPG, więc gracze raczej nie mieli na co narzekać. Do tego można było znaleźć typowe rzeczy takie jak popkulturowe koszulki, biżuterię, świece zapachowe czy książki. Za to czymś czego wcześniej nigdy nie widziałam były twarde cukierki z RPGowymi wzorami. Tworzone przez były Candy Witch Art, która poczęstowała mnie jednym o smaku jagodowym, ze wzorem kości D20. Jako, że wiem w jaki sposób wykonuje się takie cukierki, jestem pod ogromnym wrażeniem jak równy był ten wzór! Dodatkowo nie wszystkie punkty umiejętności zostały wydane na estetykę, bo był bardzo smaczny. Więc jeśli szukacie czegoś na fajny dodatek do prezentu dla znajomych graczy albo fajnej przekąski na sesję to mogę polecić :)

Na sam koniec załapałam się jeszcze na warsztaty malowania figurek, które były prowadzone na jednym ze stolików ustawionych obok wystawców. Co prawda zostało mi na nie tylko kilkanaście minut, bo nie tylko ja musiałam już biec na pociąg, ale i samo stoisko się powoli zamykało. Jednak dzięki temu była to bardzo emocjonująca atrakcja, bo nie było czasu na poprawki. Dostępne było kilka typowych figurek do gier bitewnych oraz breloczki z jednorożcem. Jako osoba, która nigdy nie grała w bitewniaki, postanowiłam pomalować jednorożca. A jak na jednorożca przystało, postanowiłam pomalować go na tęczowo. Co prawda przejście kolorystyczne nie wyszło mi idealnie, ale i tak byłam zadowolona z finalnego efektu. A nawet bardziej byłam zadowolona, że od razu znalazłam mu dobry dom u jednego z patrolowców <3

Ilustracja pokazująca breloczek, który malowałam. Ciało jednorożca trochę przypomina kość K20, ale tak jakby miała dodatkowe ścianki. Czyli, że powiedzmy K40? Coś takiego. Do tego ma główkę z rogiem. A, no i ważnym faktem jest to, że ilustracja jest czarno biała. Wszystkie ilustracje na Herbatkonie są czarno białe, ale z reguły nie ma  to takiego znaczenia.
Ta plama farby jest tęczowa! Ja to widzę, wy nie?

Podsumowując – to był naprawdę udany konwent. Jeśli chodzi o atrakcje, było z czego wybierać, a jeśli przyjechało się spędzić czas ze znajomymi to było się gdzie podziać. Może i orientacja po budynku nie była prosta, ale jak już ją opanowałam to chętnie pojawię się następnym razem! I kto wie – może nawet zdecyduję się na jakąś sesję :)

A jeśli chcecie wesprzeć moją kolejną konwentową przygodę, utrzymywanie tego bloga lub po prostu zrobić dziś coś miłego to możecie mi postawić wirtualną kawę! Wystarczy kliknąć w link https://buycoffee.to/MajaRysuje i wybrać jedną z opcji ;)

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. says:

    Hej!
    Tu Izaak od gier muzycznych, dzięki za miłe słowa. :)
    Spieszę donieść, że herbata była, choć może trochę ukryta — na parterze pod LARPami była “sala spokoju” z zachowaniem ciszy i tam można było sobie zrobić też herbatę. ;)

    Co do sesji na korytarzach to robiło to wrażenie. Nie grałem jako gracz, ale jako akompaniator, i z tego względu podjąłem się dołączenia tylko do takich w osobnych salach za zamkniętymi drzwiami (chyba trzy opcje). Było jeszcze parę ustronnych korytarzowych egzemplarzy, ale zdecydowana większość w sporym hałasie, wydawało się ciężko (choć pewnie można to też lubić).

    Zjava jest też ciekawa/dziwna w niedzielę. Cisza, inny klimat. Trafiły do mnie wtedy tematycznie trzy prelekcje (sztuka/muzyka), :] choć byłem w końcu na dwóch.

    1. Hej! :D
      No to chyba muszę na przyszłość intensywniej szukać herbaty, a nie poddawać się od razu ^^
      Ja tam myślę, że każdy dzień na Zjavie był ciekawy i trochę inny niż pozostałe ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *