Relacje z konwentów

Bykon 2023 – W krainie przedłużaczy, książek i dobrego jedzenia

Logo konwentu Bykon, który odbywał się 21-22.10.2023 w Bydgoszczy. Wystąpiłam tam jako gżdaczka techniczna, dlatego jestem narysowana w koszulce z napisem "Gżdacz techniczny", na którą entuzjastycznie wskazuję obydwoma rękami!

Co prawda wyjazd na Bykon zaplanowałam z dużo większym wyprzedzeniem niż na Bachanalia Fantastyczne, ale i tak czułam, że była to dość późna decyzja. Generalnie, nie był to konwent ujęty w moich planach na 2023, ale kiedy po raz 32gi usłyszałam pytanie “A będziesz na Bykonie?” to postanowiłam owy plan zmodyfikować. Choć oczywiście, ewidentnie wszystkie moje plany konwentowe są do pewnego stopnia płynne. :P

Na Bykon pojechałam jako wolontariuszka, bo to właśnie inni wolontariusze najmocniej zachwalali to wydarzenie. Jednak tym razem pod moją opieką nie miały się znaleźć stoły i krzesła, a rzutniki i komputery, bo zostałam przyjęta jako gżdacz techniczny! Był to dla mnie pierwszy raz, więc trochę się niepokoiłam, że napotkam na swojej drodze rzutnik równie zły, co na Coperniconie. Na szczęście, można powiedzieć że wszystkie rzutniki, z którymi miałam styczność nie robiły problemów. Bo nie miałam styczności z żadnym rzutnikiem. Miałam za to styczność z dużą liczbą kabli, ale o tym za chwilkę.

Konwent był dwudniowy, więc do Bydgoszczy dotarłam w sobotę rano. Strategicznie – na dwie godziny przed startem konwentu, choć do pierwszego dyżuru miałam jeszcze pół dnia. Był to bardzo dobry wybór, bo ledwo odłożyłam plecak do strefy bagażowej, a już zostałam poproszona o pomoc z rozkładaniem przedłużaczy na hali wystawców. Było to zdecydowanie wyzwanie zręcznościowo-logistyczne, bo nie dość, że jak to z przedłużaczami bywa, była ich ograniczona liczba, to jeszcze trzeba było je czasami prowadzić przez kablowy tor przeszkód! Ale miało to też wartość edukacyjną! Tyle osób mi powtórzyło, że szpulę z kablami trzeba rozwinąć do końca, nawet jak nie potrzebujemy aż tak długiego kabla, że aż zaczęłam się czuć niekomfortowo widząc zwinięte szpule. Pozostaję jednak zupełnie niekompetentna w nazewnictwie tego wszystkiego, więc na ten moment różnica pomiędzy kablem a przewodem, pozostaje dla mnie zagadką… 

Ilustracja pokazująca jak się zaplątałam w przedłużacz. Ewentualnie to przedłużacz zaplątał się we mnie, bo wszystko jest względne!
A teraz wyobraźcie sobie jak to się plącze jak ma się 5 przedłużaczy!
Albo 20!

Zupełnie niezgodnie z moim planem (i początkowym grafikiem pracy), miałam okazję skorzystać aż z trzech kreatywnych aktywności! Pierwszą z nich było robienie zakładek do książek, zorganizowane na stoisku Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy. Co prawda mój poziom czytelnictwa jest dość niski i nawet najwspanialsza zakładka do książek niewiele tu pomoże, ale i tak bawiłam się super. Atrakcja miała też aspekt ekologiczny, ale ja dowiedziałam się o tym dopiero w niedzielę, więc Wy też nie dowiecie się o tym tak od razu! :D

Drugą kreatywną aktywnością były wspólne malowanie flag pirackich w sali integracyjnej. Nastawiałam się na malowanie farbą po jakimś małym kawałku materiału, a zastałam tylko kredki i kartki papieru. Moje zaskoczenie dzieliło kilku innych uczestników, ale szybko okazało się, że ważniejszy był tutaj aspekt integracyjny, a nie artystyczny. Jednak mimo, że nie na to się nastawiliśmy to, moim skromnym zdaniem, powstało kilka bardzo fajnych flag. Wszystkie nasze prace zostały dumnie powieszone na ścianie (bo masztu niestety nie było), gdzie z tego co wiem przetrwały do samego końca konwentu.

Ilustracja flagi, którą zaprojektowałam na Bykonie. Zamiast czaszki narysowałam siebie w opasce pirackiej, a zamiast piszczeli w tle są łyżeczka i widelczyk. Więc no... podzielicie się ciastem? Argh? Jeszcze pytam grzecznie!
Aaaargh! Oddajcie mi swoją herbatkę to nie przeprowadzę pełnego abordażu! :D

Za to trzeciej atrakcji, początkowo nawet nie rozważałam, bo kończyła się na styk z rozpoczęciem mojego dyżuru. Jednak entuzjazm dwóch uczestniczek poprzedniej atrakcji przekonał mnie żeby jednak się zapisać. Były to warsztaty składania książek i ponownie, minęły się zupełnie z tym czego się spodziewałam. Znając termin “składanie tekstu” myślałam, że będziemy sklejać książki z kawałków papieru i tektury lub coś na podobnym poziomie. Okazało się jednak, że żaden klej nie był zaangażowany w te warsztaty. Nawet nożyczki okazały się zupełnie opcjonalne! Co więc takiego robiliśmy? Składaliśmy poszczególne strony tak aby powstał przestrzenny obrazek! Coś mi się kręci po głowie, że widziałam już kiedyś tego typu prace, w szczególności z literami, ale nigdy nie oglądałam nawet jednego tutoriala na ten temat. Na szczęście absolutnie żadne wcześniejsze przygotowanie, ani doświadczenie nie było potrzebne – bibliotekarka z WMBPB wszystko nam ładnie wyjaśniła i nawet pochwaliła się swoimi własnymi pracami w tej technice. Bardzo mi się to wszystko spodobało i już kombinuję jak wykorzystać nowo nabyte umiejętności ;).

Ilustracja pokazująca jak trzymam książkę, z której tak jakby wystaje psia łapka. Śmiesznie to wygląda, bo ta łapka jest zrobiona z kresek, ale to ma sens! Każda taka kreska jest krawędzią kartki po prostu! Tylko na rysunku ujęłam może z 20 kartek, a z moich obliczeń wynika, że na warsztatach złożyłam ze 100!
Miałam jeszcze serduszko i logo batmana do wyboru, ale łapka mi się najbardziej spodobała :)

Po tak kreatywnym początku konwentu, w końcu nadszedł czas na mój pierwszy dyżur, który okazał się być pilnowaniem występu cosplay. Na szczęście najwyraźniej żaden kabel ani przewód nie odmówiły posłuszeństwa, bo moja pomoc nie była ostatecznie potrzebna. Dzięki temu pierwszy raz od wieków obejrzałam konkurs Cosplay w całości (Sferakon się nie liczy :P). Jako, że tyle czasu minęło od ostatniego razu, byłam w stanie zaobserwować, że występy robią się coraz bardziej zaawansowane. O ile na Skierconie jedna z uczestniczek śpiewała na żywo piosenkę musicalową (i to naprawdę trudną!) to na Bykonie jedna z uczestniczek dosłownie chodziła na rękach! Mimo, że oczywiście robiło to ogromne wrażenie, to jednak najbardziej spodobał mi się występ osób cosplayujących Bobę Fetta i Jawę. Zarówno scenografia jak i udźwiękowienie były bardzo przemyślane (coś na zasadzie – jak osiągnąć najlepsze efekty korzystając z najmniejszej ilości zasobów), a sam scenariusz, mimo że dość prosty, był bardzo śmieszny i idealny na tak krótkie wystąpienie. Ocenę strojów zostawię osobom bardziej obeznanym z tematem, choć mi się oczywiście podobały :).

Obrazek pokazujący małego Jawę uciekającego przed Bobą Fett. Ucieka bo mu kurcze karabin zakosił, a Boba bardzo lubi swój karabin. Kochany Jawo, to był naprawdę głupi pomysł,bo to się nie skończy dobrze!
“Nie ma to jak Gwiezdne Wojny” – podsumowała prowadząca konkurs Cosplay ;)

Może i zostałam gżdaczem technicznym, ale jednak dalej byłam po prostu gżdaczem, więc nie ominęło mnie tradycyjne noszenie rzeczy. A do noszenia dostaliśmy scenę, na której odbywał się konkurs cosplay. Oczywiście nie w całości! Targaliśmy ją do samochodu dostawczego kawałek po kawałku, ale i tak każdy z nich był na tyle ciężki, że wymagał 4 wolontariuszy żeby go chociaż podnieść. Na szczęście pracę umilała nam Astronomia, puszczana z telefonu albo nucona pod nosem kiedy internet nie chciał współpracować :D.

Resztę soboty spędziłam rozkładając jeszcze jedną szpulę kabli/przewodów (nieprawidłowe skreślić), a następnie pilnując by nikt nie użył ich do podbicia świata lub podłączenia czajnika. Jako, że nie było to zbyt ekscytujące zadanie, wykorzystałam ten czas na utrwalenie umiejętności składania kartek w książkach. Było to możliwe tylko dlatego, że miła bibliotekarka z warsztatów podarowała mi drugą książkę. Z jednej strony musiałam trochę dziwnie wyglądać chodząc po konwencie z tomem 5tym encyklopedii, ale z drugiej strony to był konwent. Równie dobrze to mógł być element mojego cosplayu! Drugą miłą osobą, która przyczyniła się do sukcesu tego ćwiczenia, była wolontariuszka, która odsprzedała mi swój żółty ołówek za naklejki. Chyba naklejki stają się powoli jakąś nieoficjalną wersją waluty konwentowej, bo to już nie pierwszy raz przehandlowałam je za ważny item wymagany do działań artystycznych! Oczywiście korzystając z szablonu, który narysowałam od ręki i robiąc to dosłownie na kolanie, efekt końcowy był dużo gorszy niż na warsztatach, ale i tak było to bardzo relaksujące zajęcie. A pod moją opieką znalazł się wrażliwy sprzęt, który mógł posłużyć do niecnych celów, więc bardzo mi to pomogło utrzymać emocje na zdrowym poziomie! :P

I tak minęła mi konwentowa sobota, która (licząc przejazd pociągiem) była tak długa, że aż zapomniałam że ten konwent był tylko dwudniowy! Za to na niedzielę została mi już ostatnia atrakcja do obczajenia, jeden dyżur i pizzerka do zdobycia!

Ale zanim przeszłam do realizacji swoich planów znalazłam chwilę żeby odwiedzić Yaki Kingu! Jest to food truck z prawdziwym japońskim jedzeniem, który miałam okazję odwiedzić już przy okazji Kapitularza 2022 oraz któregoś Coperniconu. Tym razem jednak byłam bardzo dobrze wyżywiona jako wolontariusz, więc zdecydowałam się tylko na zupę miso. Nic zresztą dziwnego, że nie narzekałam na brak prowiantu, bo Bykon miał osobnego organizatora ds. pizzy! Ale wracając do japońskiego jedzenia – jak już pisałam ostatnim razem, zamawianie w Yaki Kingu jest atrakcją samą w sobie. Tym razem co prawda nie podjęłam się zamawiania po japońsku (choć kurcze po roku nauki powinno mi pójść trochę lepiej), ale i tak miło było wymienić kilka słów. Sama zupka też oczywiście była wspaniała i już za nią tęsknię! Bardzo miło rozgrzewała w chłodnawy, konwentowy poranek <3.

Rysunek pokazujący jak powoli oddalam się od food trucku Yaki Kingu, trzymając zupę miso w rękach. A w tle jest właśnie ten food truck, z którego wychyla się uśmiechnięty właściciel. Jak ktoś wytęży wzrok to dostrzeże też małe rysuneczki okonomiyaki, kakigori i onigiri. Wszystkie z nich można kupić w tym food trucku i wszystkie bardzo serdecznie polecam!
お味噌汁おありがとうございました! また来ます!

Ledwo skończyłam pić tą wspaniałą zupkę, a już zaczęła się ostatnia atrakcja, z której chciałam skorzystać. Była to prelekcja o życiu Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy – dokładnie tej, która organizowała robienie zakładek i składanie książek! Okazuje się, że nie są to jedyne warsztaty, które zdarza się im organizować. Zresztą nie tylko warsztaty, bo zajmują się też innymi wydarzeniami np. wymianą roślin. Bardzo mocno promują też ekologię, między innymi poprzez szukanie zastosowania dla niepotrzebnych książek i przerabianie ścinków tektury z pracowni introligatorskiej na zakładki do książek. Co oczywiście jest dwoma atrakcjami, z których miałam okazję skorzystać w sobotę! Zdecydowanie zmieniło to mój obraz bibliotek i może nawet zobaczę czy coś podobnego nie dzieje się w moich lokalnych książkowypożyczalniach. Bo mimo, że byłam bardzo serdecznie zapraszana, to do Bydgoszczy mam jednak kawałek ^^. 

Po zaktualizowaniu swojej wiedzy na temat współczesnych bibliotek nadszedł czas na mój ostatni dyżur. Tak jakoś skończyłam na magazynie, gdzie nawet wydałam i odebrałam kilka rzeczy od innych wolontariuszy. Patrząc na arkusz z dostępnymi rzeczami przypomniał mi się arkusz rzeczy zagubionych z mojego pierwszego gżdaczowego Pyrkonu. Pamiętam, że nie za bardzo chciałam go wtedy samodzielnie wypełniać i jak tylko się dało to prosiłam o to innego wolontariusza. Trochę ze strachu, że coś źle wpiszę, a trochę że wywalę system w kosmos z jakiegoś powodu. Jednak po tylu konwentach, zwłaszcza Coperniconie gdzie walczyłam z arkuszami programowymi, prosty arkusz magazynowy nie jest już dla mnie straszny! :)

Za to straszne pozostają dla mnie książki na mojej “kupce wstydu”, więc kiedy przeszłam się ostatni raz po wystawcach, nie byłam zainteresowana kupieniem ani jednej. I nie kupiłam! Dlaczego więc w ogóle o tym piszę? Ano dlatego, że zaczepił mnie Feranos, który próbował sprzedać mi swoją twórczość pisaną. Oczywiście do żadnej transakcji nie doszło, ale obiecałam go narysować na blogu jako “golden retrievera, ale tak żeby było dziwnie”. Co prawda takiego poziomu dziwności i niepokoju jakie widziałam na jego fanpage, kompletnie nie osiągnęłam, ale słowa dotrzymuję i wrzucam rysuneczek. Biorąc pod uwagę jak bardzo nie ma sensu, mam nadzieję, że może być ;).

Taki tam rysuneczek książki z wystającym jęzorem i ostrymi zębami, przed którą stoi piesek. Piesek ma pomalowane oczy żeby wyglądać straszniej i nóż w gotowości żeby być gotowym na wszystko. Mam nadzieję, że jednak to spotkanie przebiegnie w pokojowej atmosferze!
Dziwny rysunek, który nie będzie miał za dużo sensu dla osób, które nie czytają moich wpisów, tylko przeglądają same obrazki :P

Na koniec zostały mi już tylko pogaduszki z innymi wolontariuszami i ostatnia herbatka w gżdaczroomie. Mimo, że z powodu deszczowej pogody i łapania pociągu o 4tej rano w sobotę, był to dla mnie bardzo senny konwent, to i tak bardzo dobrze się bawiłam :D. Atrakcje, z których miałam okazję skorzystać były super, a dyżury przebiegły mi bardzo przyjemnie i edukacyjnie. Kolejny Bykon został zapowiedziany na wiosnę, więc nie mam pojęcia czy uda mi się na niego trafić, ale na pewno byłoby fajnie, więc być może do zobaczenia za pół roku! ;)

P.S. Jeśli spodobał się wam mój rysunek Boby Fetta goniącego Jawę to możecie chcieć obczaić mojego deviantArta, a w szczególności wyzwanie Inktober 2020 ;).

A jeśli chcecie wesprzeć moją kolejną konwentową przygodę, utrzymywanie tego bloga lub po prostu zrobić dziś coś miłego to możecie mi postawić wirtualną kawę! Wystarczy kliknąć w link https://buycoffee.to/MajaRysuje i wybrać jedną z opcji ;)

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *