Relacje z konwentów

Namiwizja by Namicon 2023 – wspominając dawne czasy

Logo konwentu Kapitularz, który odbywał się 02-04.09.2022 w Łodzi. Wystąpiłam tam jako uczestniczka, dlatego jestem narysowana w koszulce z napisem "Uczestnik", na którą entuzjastycznie wskazuję obydwoma rękami!

Co jakiś czas zdarza mi się myśleć, że mogłabym odwiedzić jakiś mangowy konwent i powspominać dawne czasy. Podobnie jak wiele osób, to właśnie od nich zaczynałam swoje konwentowe przygody, a dopiero z czasem zaczęłam się pojawiać na mieszanych i czysto fantastycznych. Ale trochę herbatek upłynęło i szczerze mówiąc na konwencie czysto mangowym nie byłam od chyba pięciu lat, więc nawet biorąc pod uwagę pandemię, dość długo mi zajęło żeby się na jakiś zdecydować :).

Pomijając moją nostalgię, za odwiedzeniem Namiwizji przemawiał też jego temat przewodni – animacja. Może i to z jej zachodnią odmianą jestem bardziej na bieżąco, ale i tak jest to jeden z tematów, który uwielbiam zgłębiać. Dodając fakt, że konwenty Nami odbywają się we Wrocławiu, gdzie od jakiegoś czasu sobie pomieszkuję, decyzja praktycznie podjęła się sama. 

Warto było się zdecydować na czas, ponieważ podobnie jak w przypadku Imladrisu 2022, liczba miejsc na Namiwizji była ograniczona. Zresztą z podobnych powodów – budynek fundacji Nami, w którym odbywał się konwent był w stanie pomieścić ograniczoną liczbę uczestników. Muszę jednak przyznać, że w żadnym momencie nie było za tłoczno, a na żadnej atrakcji nie zauważyłam żeby dla kogoś zabrakło miejsca. A jeśli już o miejscach w sali prelekcyjnej mowa, to była to chyba pierwsza sala, jaką widziałam, która została urządzona na ukos! Dodatkowo do sali prowadziły aż 4 różne wejścia, z których niestety regularnie ktoś korzystał, co bywało rozpraszające zarówno dla prelegentów, jak i dla uczestników. 

Mapka sali prelekcyjnej. U góry ma wyjście do akredytacji, po prawej do kuchni, na dole na balkon, a po lewej do sali kanapowej. Całości towarzyszą drobne rysuneczki odpowiednio: identyfikatora z foką, filiżanki herbaty, kwiatka i kanapy. Ogólnie jest dziwnie, bo prelegent siedzi bokiem do prezentacji, a ludzie siedzą tak trochę do prezentacji,a trochę do prelegenta.
Jako fanka mapek konwentowych właśnie zrobiłam własną :P

Jednak wyginanie się żeby zobaczyć prezentację oraz przebiegający przez salę cosplayerzy nie byli w stanie skutecznie zakłócić atrakcji, w których miałam przyjemność wziąć udział. Zaczęłam swoją Namiwizję od wysłuchania panelu o rodzajach animacji, który ostatecznie był bardziej rozbudowaną historią animacji niż tym czym miał być. Oczywiście nie narzekam, bo łapię każdą okazję żeby dowiedzieć się czegoś nowego o tym medium. A było się czego dowiadywać, bo prelegentka przeprowadziła uczestników przez praktycznie całą historię animacji: od czasów dziwnych wynalazków, których nazwy są łamańcami językowymi, aż do najnowszych animacji komputerowych! Aż sobie zapisałam kilka tytułów do obejrzenia w wolnej chwili :D. 

Swego rodzaju kontynuacją atrakcji był konkurs z wiedzy o animacji zachodniej. Wahałam się czy brać w nim udział, bo na konwentach są z reguły tacy fascynaci wszystkiego, że wszelkie konkursy omijam z daleka. Pomyślałam jednak, że może tym razem to właśnie ja jestem tą fascynatką i postanowiłam spróbować! Zaskoczyła mnie trochę formuła konkursu, gdyż na pytania odpowiadaliśmy przez stronę internetową, na której każda grupa logowała się ze swojego telefonu. Cóż… z pewnością ułatwiło to liczenie punktów oraz organizację, ale z drugiej strony budziło to niepokój u osób, których baterie w telefonie zaczynały przegrywać konkurs za nich :|. Na szczęście telefon mojej grupy trzymał się bardzo dobrze, a po połączeniu księżniczek z ich księciami, ustaleniu który to Kajko, a który to Kokosz oraz tym, że Lilo&Stitch miało swój serial animowany (a nawet anime!) udało nam się zdobyć drugie miejsce! Chyba coś tam wiem o tej animacji :>.

Jednak największą atrakcją konwentu było spotkanie z prawdziwą japońską animatorką – Motoko Shikama. Opowiadała o procesie robienia animacji i pokazywała nad czym pracowała razem z mężem. Mimo, że mniej więcej wiedziałam jak ten proces mniej więcej wygląda, wydawało mi się niesamowicie nierealne, że przede mną stoi ktoś kto potrafi usiąść i zrealizować praktycznie całą tradycyjną animację. Motoko-san pokazywała też fragmenty animacji, które nie były jeszcze gotowe i naprawdę nie mogłam wyjść z podziwu jak to wszystko się połączyło w finalny efekt. Jednak animacja to jest trochę magia. Zaczyna się od pustej kartki, a kończy na… no… na animacji :D.

Rysunek pokazujący Motoko-san, która entuzjastycznie opowiada o swoim procesie twórczym. W rękach ma stos notatek, a na głowie czapkę z daszkiem. Za to a prawym górnym rogu przelatuje buldog w małym samolociku, który jest bohaterem jednej z jej animacji!
Pierwszy raz widziałam japońskiego animatora na żywo!

Poza tym brałam jeszcze udział w dwóch prelekcjach Lemurilli. Pierwsza z nich opowiadała o popularności anime w liczbach, a druga o pisaniu recenzji. Zdecydowanie dużo bardziej podobała mi się ta druga, bo w końcu sama w pewien sposób piszę recenzje ;). Szczególnie słuszną radą było to żeby pisać sobie plan całego tekstu. Wszyscy mi to powtarzają, a ja dalej tego nie robię… ale i tak wiem, że to dobra rada :D. Dowiedziałam się też gdzie można publikować swoje teksty, choć sama na razie zostanę chyba tylko na moim własnym Herbatkonie. Chyba, że ktoś da mi jakąś ofertę nie do odrzucenia :P.

Prelekcja o popularności anime w liczbach też była bardzo dobra, po prostu to już trochę nie mój temat. Jednak jakbym z jakiegoś powodu chciała sprzedawać DVD to już wiem co ludzi motywuje najbardziej żeby je kupować :D.

Moją rozpiskę atrakcji kończy panel o dystrybucji wideo w streamingu. Był to zaskakująco techniczny panel, pełen niezaokrąglonych liczb klatek, dziwnych pasków i mniej lub bardziej udanej konwersji obrazu. Było to zdecydowanie kompletnie nie to czego się spodziewałam, ale dowiedziałam się na nim mnóstwo ciekawych rzeczy i przypomniałam sobie dużo takich, o których już kiedyś słyszałam, ale jakoś mi je wywiało z głowy.

Podsumowując prelekcje – wszystkie były na zaskakująco wysokim poziomie! Bardzo lubię jak z prelekcji można się naprawdę czegoś nauczyć, zwłaszcza jeśli ma to jakieś odniesienie do naszego świata, a nie tylko tych z papieru lub klatek filmowych. 

A co można było robić kiedy np. przeczekiwało się konkurs, w którym wiedziało się, że się nie ma szans? Można było pójść do sali kanapowej i posiedzieć na fotelu lub ewentualnie kanapie. Inną opcją było przejście się do konsolówki i pogranie na macie do tańca lub ewentualnie konsoli. Ostatecznie można było się przejść do ogrodu japońskiego i po prostu sobie w nim posiedzieć. Jako że pogoda dopisywała, a i fotel, i matę do tańca mam w domu, większość czas pozaprelekcyjnego spędziłam w ogrodzie japońskim :).

Obok sosny i niezidentyfikowanych listeczków, otoczona kamieniami, żyje sobie mała japońska latarnia. Może i jest mała, ale jest ciężka, więc niestraszne są jej nawet największe tajfuny. W ciągu dnia przypomina ludziom o życiu w zgodzie z zen, a w nocy rozświetla drogę do lepszego jutra. A może nie. W sumie dopiero dwa miesiące po konwencie dowiedziałam się, że to latarnia, bo trochę myślałam, że to domek dla świerszczy.
Tak mniej więcej wyglądał ogródek japoński :)

Z innych rzeczy, które bardzo mi się spodobały na konwencie był dostęp do herbaty, w konwentowej kuchni oraz obowiązek chodzenia boso lub w obuwiu zamiennym. W szczególności w cieplejsze dni miło jest zostawić buty przy wejściu, zwłaszcza jeśli wszyscy się tego pilnują i podłoga pozostaje w miarę czysta :) 

Szczerze mówiąc poczułam się na Namiwizji trochę staro, bo jak to z konwentami mangowymi bywa, średnia wieku jest tam trochę niższa niż na fantastycznych. Jednak miło było powspominać czasy swoich pierwszych konwentów i wymienić choć kilka słów z “dzisiejszą młodzieżą”. Prawdopodobnie gdyby tematem tej edycji nie była animacja to bym się na niej nie pojawiła, więc ciężko mi powiedzieć czy pojawię się na kolejnych. Jeśli temat nie będzie typowo mangowo-animowy to może tak. Jakaś edycja o japońskim jedzeniu może? Na coś takiego to bym chętnie wpadła :D.

A jeśli chcecie wesprzeć moją kolejną konwentową przygodę, utrzymywanie tego bloga lub po prostu zrobić dziś coś miłego to możecie mi postawić wirtualną kawę! Wystarczy kliknąć w link https://buycoffee.to/MajaRysuje i wybrać jedną z opcji ;)

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Pusheen says:

    Nareszcie konwent z herbatką!

    1. Na Star Wars Day w Opolu też była herbatka ;)
      A jak jest się wolontariuszem to praktycznie zawsze jest herbatka :D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *