Relacje z konwentów

Copernicon 2023 – co godzinę, może dwie, schodami do sali warsztatowej

Logo konwentu Copernicon, który odbywał się 15-17.09.2023 w Toruniu. Wystąpiłam tam jako organizatorka, dlatego jestem narysowana w koszulce z napisem "Organizator", na którą entuzjastycznie wskazuję obydwoma rękami!

Porzucając koordynację wyjazdów na konwenty pewnej gwiezdno-wojennej grupy, przez pewien czas pozwoliłam sobie na martwienie się konwentem dopiero na samym konwencie. Bez żadnego ogarniania ludzi, potwierdzeń, zakupów potrzebnych rzeczy w ostatnim momencie, z możliwością przyjechania na konwent dość późno i powrotu dość wcześnie. Ale nie wiem, chyba zatęskniłam za tym pozornym wydłużaniem konwentu do granic możliwości i górą dodatkowych obowiązków. Być może z tego powodu, kilkukrotnie powiedziałam na głos, że chciałabym kiedyś zobaczyć jak to jest organizować konwent. I tak się jakoś sprawy potoczyły, że zostałam jedną z organizatorek Coperniconu 2023! :D

Samo wydarzenie zostało ogłoszone na 15-17 września, jednak mój udział w przygotowaniach zaczął się już na początku maja. Czy to wcześnie czy późno, nie mi oceniać. Wiele osób zaczęło dużo wcześniej niż ja, ale z tego co wiem było też trochę, które dołączyły do organizacji trochę później. Pod moją opieką znalazł się blok popularnonaukowy, który zawsze był moim ulubionym blokiem na Coperniconie, więc złożyło się to idealnie. W pewnym momencie zaopiekowałam się też salą warsztatową, co jest czymś co lubię nawet bardziej <3. Co prawda ostatecznie nie miałam okazji skorzystać praktycznie z żadnej atrakcji z mojego bloku, ale o tym później. :P

Przed samym konwentem głównie próbowałam wypełnić siatkę programową tak żeby było dobrze. Poza rzeczami bardziej oczywistymi jak zebranie gości oraz wybranie prelegentów spośród zgłoszeń, wymagało to też faktycznego poukładania atrakcji w grafiku. Trochę takie sudoku, ale zamiast liczb są atrakcje, a zamiast rzędów, kolumn i tych sekcji po 9 okienek są sale, inne atrakcje tego samego prelegenta i czas kiedy prelegent jest dostępny na konwencie :D. Szczególnie trudne okazały się panele, w których brało udział najczęściej więcej niż 3 osoby, ale na szczęście wspólnymi siłami, udało nam je poukładać. Wpierającymi siłami byli oczywiście organizatorzy innych bloków. Wszystko przez to, że okazuje się, że ludzie zgłaszają atrakcje na różne bloki na jednym konwencie, więc współpraca była tutaj konieczna. Zresztą nie powinno mnie to zaskakiwać, bo sama w zeszłym roku zgłosiłam atrakcje na dwa różne bloki. A chciałam na trzy! :D

Rysunek pokazujący jak stoję trzymając pudełko "Fajna prelekcja" przed ścianą z pudełek z napisami takimi jak "Interesująca prelekcja", "Mega prelekcja" czy "Git prelekcja". Wyglądam na bardzo zakłopotaną i nic dziwnego! Wiadomo, że chciałoby się przyjąć wszystkie fajne prelekcje, ale miejsce jest ograniczone...
Wybaczam wszystkim, którzy kiedykolwiek odrzucili moją prelekcję ;_;

I tak jakoś minęły te 4 miesiące. Im było bliżej konwentu bym robiło się intensywniej, a sama kulminacja intensywności nastąpiła oczywiście na samym wydarzeniu. Tradycyjnie konwent był podzielony pomiędzy budynki Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, choć pojawił się jeden budynek spoza typowego repertuaru – Dwór Artusa. Jednak niezmiennie przechodzenie między budynkami pozwalało na spacer starówką Torunia, co pozostaje dla mnie wyjątkową cechą Coperniconu. :)

Podobnie jak w przypadku Pyrkonu, w tym roku miałam możliwość zjawić się na samej imprezie już w czwartek i pomóc ją rozkładać. Było warto, bo dzięki temu nauczyłam się korzystać z metkownicy! Jest to bardzo przydatne narzędzie dla ludzi, którzy mają setki krzeseł do ogarnięcia. Muszę jednak przyznać, że kiedy dostałam ją pierwszy raz do ręki nie mogłam nawet ogarnąć, za którą część mam chwycić :D. Na szczęście w pobliżu znalazła się ekspertka od metkownic, która szybko i skutecznie przeszkoliła mnie z tego niesamowitego wihajstra :). Innym zadaniem, które mi się trafiło, było umycie baniaków na wodę i napiszę o tym tylko tyle, że bardzo słusznie przed wyjazdem porządnie zaimpregnowałam buty :P.

Rysunek na którym patrzę na metkownicę z zupełnym niezrozumieniem sytuacji. Jest tak źle, że aż koło mojej głowy pojawiły się dwa pytajniki! Metkownica jest narysowana całkiem poprawnie, ale jak się nie jest zaznajomionym z metkownicami to nie wiem czy da się zgadnąć cóż to za ustrojstwo.
Fascynujący wihajster z tej metkownicy :O

I tak naprawdę już do samego startu punktów programu zajmowałam się takimi różnymi questami. Czasem było to tradycyjne przeniesienie ławek i krzeseł, czasem zweryfikowanie czy dwa excele się zgadzają ze sobą (i ustalenie, który ma rację jeśli się nie zgadzają), a czasem wywieszenie kartek na drzwiach. W końcu kiedy wszystkie ławki, krzesła i kartki znalazły się tam gdzie powinny, a excele zostały w miarę możliwości pogodzone, zaczęły się pierwsze punkty programu.

Mój punkt zarządzania znalazł się lekko pod poziomem gruntu, a najwyższe sale, które miałam pod opieką – na trzecim piętrze. Oznaczało to, że praktycznie w każdym bloku godzinowym musiałam wejść 4 piętra po schodach, czasami wielokrotnie. Tą wielokrotność szczególnie odczuwałam pierwszego dnia, kiedy nie tylko pilnowałyśmy z drugą organizatorką żeby prelekcje kończyły się na czas i weryfikowałyśmy czy osoba prowadząca się pojawiła, ale i przechodziłyśmy po salach z kartką “Zostało 10 minut do końca atrakcji”. Jako że ta kartka była mojego autorstwa, była napisana jedyną słuszną czcionką. Jednak poza drugą organizatorką, nie jestem pewna czy ktokolwiek to docenił. :P

Rysunek pokazujący jak wychylam się zza drzwi z kartkę "Zostało 10 minut do końca atrakcji". Staram się wyglądać jak najbardziej neutralnie, ale jednak trochę się uśmiecham, bo sama zawsze czuję się niekomfortowo jak chcę już iść, bo się spóźnię na kolejną atrakcję, a prowadzący wcale nie kończy na czas!
#TylkoComicSans

Tym razem nawet nie myślałam o tym żeby wieczorem jakoś spędzić czas ze znajomymi. Po zakończeniu wszystkich punktów programu, zamknięciu sal i zrobieniu odprawy, poszłam prosto w spanko. Niestety nie było mi dane się na spokojnie wyspać, bo mój organizm postanowił, że przestanie działać poprawnie. Być może był to stres, być może nagła nietolerancja tofu, które jadłam na obiad, no trudno powiedzieć. Na szczęście przeżycie soboty wyłącznie na coca coli i herbacie miętowej naprawiło wszystkie problemy. :)

Sobota, jak to zwykle z konwentowymi sobotami bywa, była najbardziej intensywnym dniem. Nie tylko miała najdłuższy ciąg atrakcji, ale w moim przypadku miała dodatkową salę, która nie miała być używana w inne dni, a do tego w pełni rozkręconą salę warsztatową. I mimo, że dodało mi to trochę pracy to, właśnie z tej sali warsztatowej jestem najbardziej zadowolona. Nie tylko sama uwielbiam warsztaty, ale też jedną z prowadzących była Zuzanna Chróścik z wrocławskiej Pracowni Kaligrafii Scriptfolium! Miałam przyjemność brać udział w trzech warsztatach, które prowadziła, więc wiedziałam że uczestnicy Coperniconu będą w dobrych rękach :). Inne propozycje warsztatowe też brzmiały super i gdybym tylko mogła to sama chętnie wzięłabym w nich udział, ale tak to już jest z organizowaniem konwentu, że najczęściej nie za bardzo ma się czas żeby z niego skorzystać… 

Trójka uczestników dumnie prezentuje efekty warsztatów, w których brali udział. Jeden pokazuje kartkę z wykaligrafowanym dużym "C", drugi trzyma stosik naklejek, a trzeci szpanuje bransoletką z muliny. Ah szczęściarze...
Uczestnicy cieszą się z efektów warsztatów, a mi pozostaje się cieszyć z zorganizowania sali warsztatowej.

I tak jakoś zleciała sobota – w uporządkowanym chaosie, z herbatką miętową, której nie było czasu wypić zanim kompletnie nie wystygła i z zazdrosnym podglądaniem uczestników na warsztatach. Na szczęście zawsze w pobliżu byli inni organizatorzy, którzy pomagali mi w miarę możliwości ogarniać moje sale oraz wspaniali gżdacze, którzy regularnie sprawdzali czy jeszcze żyję :D.

Zwykle niedziela jest dniem, w którym ma się najmniej energii, jednak przez moje sobotnie problemy zdrowotne, w niedzielę poczułam, że ożyłam na nowo! Pozostało więc dopilnować ostatnich punktów programu. Co prawda żeby nam nie było za łatwo jeden rzutnik postanowił zainspirować się moim brzuszkiem i odmówić posłuszeństwa, ale wspólnymi siłami udało nam się tak wszystko przenosić, że nie było większej katastrofy.

Ilustracja ukazująca prawdziwe oblicze rzutników! Bo to złe stworzenia są! Odmawiają posłuszeństwa wtedy kiedy są naprawdę potrzebne i co prawda nie mam na to dowodów, ale na pewno knują jak podbić świat!
Zły rzutnik jest zły!

Muszę przyznać, że poczułam ogromną ulgę, kiedy skończyły się ostatnie punkty programu. Oczywiście przed nami było jeszcze sprzątanie całego budynku oraz wszelka pomoc przy składaniu imprezy w innych miejscach, ale wszystkie atrakcje zostały dopilnowane <3.

Wiedziałam, że organizacja Coperniconu będzie dla mnie dużym wyzwaniem, bo nigdy wcześniej aż tak mocno nie angażowałam się w żaden konwent. A już w szczególności w tak duży konwent jak Copernicon! Niby miałam świadomość, że imprezę tworzy mnóstwo osób prowadzących atrakcję, masa wolontariuszy, a do tego jeszcze organizatorzy. Nawet sama prowadziłam prelekcję na ten temat rok temu na Coperniconie! Jednak zanim zobaczyłam to wszystko “od środka” nie zdawałam sobie w pełni sprawy ile tak naprawdę to jest i ludzi, i pracy, i decyzji, i w ogóle wszystkiego. A każdy z nas robi to przecież w swoim czasie wolnym! Przez to nabrałam jeszcze więcej wdzięczności do wszystkich osób, dzięki którym mam okazję jeździć na konwenty już od ponad 10ciu lat. Mam nadzieję, że dalej będę miała możliwość odwdzięczać się za te lata pracy moją własną pracą, bo wszystko wskazuje na to, że to nie jest mój ostatni konwent jako organizator <3.

Dodatkowo jak to z wyzwaniami bywa, naprawdę dużo się nauczyłam. Od takich prostych rzeczy jak korzystanie z metkownicy i wyprowadzanie pszczoły z sali, do komunikacji w stresujących warunkach i spokojnego odpowiadania osobom, które na mnie krzyczą, że przepisy BHP istnieją i nie za wiele można z tym zrobić. Dowiedziałam się też trochę rzeczy o sobie, bo w końcu znamy się na tyle na ile nas sprawdzili. Z pewnością szczególnie zapamiętam ten Copernicon, tak jak pamiętam mój pierwszy konwent, na którym byłam prelegentką oraz pierwszy na którym byłam gżdaczem.

Jedyne co mnie boli, to to że nie miałam przez to przestrzeni żeby zgłosić własną atrakcję i obawiam się, że w tym roku może mi się już nie udać. No ale jeśli to jest największy problem jaki mam, to chyba było warto <3.

A jeśli chcecie wesprzeć moją kolejną konwentową przygodę, utrzymywanie tego bloga lub po prostu zrobić dziś coś miłego to możecie mi postawić wirtualną kawę! Wystarczy kliknąć w link https://buycoffee.to/MajaRysuje i wybrać jedną z opcji ;)

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *